TO JA, »OúNIERZ SI╩ NAZYWAM...
Chcia│em i£µ do wojska i nie protestowa│em, gdy w garnizonowym WKU wrΩczyli mi kartΩ powo│ania, ale pamiΩtnego dnia 30 stycznia Anno Domini 2001 wcale nie by│o mi do £miechu, bo zda│em sobie sprawΩ, ┐e najbli┐szy rok spΩdzΩ daleko od domu, z dala od znajomych, rodziny, za to w£r≤d obcych ludzi, kt≤rych podobnie jak mnie wyrwano z ich w│asnego ma│ego £wiatka rzucaj╣c w najbardziej cuchn╣ce bagno pod s│o±cem - do wojska polskiego. Ostatni skowyt bramy, tkliwe spojrzenie na bliskich, po┐egnalne │zy i koniec. Koniec wszystkiego co zna│em i lubi│em, na przynajmniej rok. ZaczΩ│o siΩ prawdziwe "mΩskie" (?) ┐ycie. ZaczΩ│o siΩ 350 dni wiΩzienia, kt≤re okre£la siΩ tylko nieco │adniejszym mianem.
Odt╣d ┐ycie potoczy│o siΩ prawdziwie ┐≤│wim tempem i chocia┐ dzisiaj mam ju┐ na liczniku 7 miesiΩcy wcale nie uwa┐am s│u┐by w wojsku polskim za zaszczyt czy wyr≤┐nienie. Tak naprawdΩ czasami nie mogΩ uwierzyµ, ┐e znios│em a┐ tyle.
Po pierwsze: na czym polega ta ca│a s│u┐ba. Najwa┐niejszy jest bez w╣tpienia okres unitarny zwany powszechnie "unitark╣", gdzie £wie┐o wcielonemu miΩsku wpaja siΩ zasady zachowania na prawdziwym polu walki. Czo│ganie przez b│ocko, £niegowe zaspy, ka│u┐e (doczyszczenie broni po takich zabiegach to niezwykle siermiΩ┐ne i monotonne zajΩcie), d│ugo dystansowe biegi, marsze z ciΩ┐kim i ma│o szacownym oporz╣dzeniem na plecach i przy pasie, dob≤lowe strzelanie z ka│acha oraz wycofanego swojego czasu z u┐ycia pistoleciku - niezgrabiasza P-83, kt≤ry niejednemu zapale±cowi militari≤w zrobi│ kuku, kopanie do│≤w za pomoc╣ £miesznie ma│ych (acz "niezwykle porΩcznych w walce wrΩcz") │opatek piechoty, µwiczenia w rzucie granatem, odpalaniu prostych │adunk≤w wybuchowych, to czynno£ci maj╣ce zapewniµ wszystkim wsp≤│czesnym Rambo przetrwanie w czasie wojny. Poza zabaw╣ w komandosa m│ody sta┐em (bo nie zawsze wiekiem) wojak bierze udzia│ w zajΩciach z musztry - maszerowanie, wymachy r╣k, raz, dwa, rytmiczne zatrzymanie, w ty│ zwrot i jeszcze raz. Potem powt≤rka, i kolejna, nastΩpna, i jeszcze jedna. W razie omy│ki czekaj╣ odpowiednie kary - dodatkowe bieganie, trudny do zdzier┐enia "jumping" czy d│ugotrwa│y podp≤r przodem. Potem zespo│owe zgranie, zmiany formacji, oddawanie honor≤w w marszu i stoj╣c, z broni╣ i bez broni. Dzie± w dzie±, do upad│ego. I jeszcze przygotowania do odpowiedzialnej (tak m≤wi╣) s│u┐by wartowniczej - nauka zatrzymywania os≤b postronnych, bezpiecznego │adowania/roz│adowania broni, £miesznie nieskuteczne chwyty samoobrony i zapamiΩtywanie kilkunastu beznadziejnie prostych, za to wspaniale denerwuj╣cych wzor≤w przepustek. I ju┐ci po miesi╣cu, p≤│tora, "unitarka" dobiega ko±ca. ZaprzysiΩ┐ony ┐o│nierz jest ju┐ prawdziwym ┐o│nierzem, odpowiedzialnym za swoje czyny i gotowym stawiµ czo│a ka┐demu uzurpatorowi. Przynajmniej oni wszyscy tak my£l╣. Po przer╣banym okresie unitarnym (trwaj╣cym w porywach do dw≤ch miesiΩcy) przychodzi czas na praktyczne sprawdzenie umiejΩtno£ci ┐o│nierza - zaczynaj╣ siΩ warty i ochrony (tu s│≤wko wyja£nienia: warty pe│ni siΩ z broni╣ paln╣, ochrony wojskowe za£ z pa│k╣ s│u┐bow╣ i rΩcznym miotaczem gazu - kt≤rego w pojemnikach zwykle nie ma - czasami do tego zestawu dochodz╣ kajdanki, kt≤re w ┐aden spos≤b nie chc╣ siΩ zatrzasn╣µ) a jak ju┐ siΩ zaczn╣, to trwaj╣ przez ca│y okres zasadniczej s│u┐by i po pewnym czasie monotonnia zaczyna ci wy┐eraµ wnΩtrzno£ci jeszcze bardziej ni┐ nie zawsze £wie┐e jedzenie serwowane na sto│≤wce ┐o│nierskiej. Jestem w jednostce specjalizuj╣cej siΩ w wystawianiu wart i ochron - s│u┐by te pe│ni siΩ od bez ma│a kilku dobrych miesiΩcy co 24 godziny, dosypiaj╣c na posterunkach, tudzie┐ nawet poza nimi, psiocz╣c na kadrΩ, zaczynaj╣c ┐a│owaµ utraconego na pewien czas ┐ycia cywila, poniewa┐ patrz╣c subiektywnie przygoda z wojskiem niczego po┐ytecznego nie uczy (ale mo┐e jestem niezwykle opornym "uczniem"?) i, jestem tego w stu procentach pewien, ju┐ nie nauczy. Tak wiΩc gadki kumpli obeznanych z wojskiem o "roku wyrwanym z ┐yciorysu" nale┐y traktowaµ jak £wiΩto£µ, wkuµ je na blachΩ jak alfabet czy tabliczkΩ mno┐enia, manifestowaµ przy ka┐dej mo┐liwej okazji. Czy cz│owiek w wojsku jest g│upszy, lepszy/gorszy ni┐ by│ przedtem, to sprawa dyskusyjna. Monotonia s│u┐by, niezwykle rzadko zdarzaj╣ce siΩ (przynajmniej w jednostce, w kt≤rej s│u┐Ω) wyjazdy do domu czy nawet kilkugodzinne wyj£cia za bramΩ koszar na pewno potrafi╣ og│upiµ, ale nie wyja│owiµ z uczuµ i marze±, kt≤re mia│e£ przed wcieleniem do woja. Jeste£ ci╣gle tym samym indywidualist╣ co przed wcieleniem do armii, jedynie inaczej ubranym, postawionym w trudniejszym £rodowisku. W wojsku nie znosz╣ indywidualist≤w, tam musi byµ jednakowo - musisz jednakowo strzelaµ, tuptaµ, biegaµ, skakaµ, strzec - tego ma dopilnowaµ regulamin wojskowy. A regulamin ten to najwiΩkszy bubel na £wiecie - archaiczny, zdawkowy, zawieraj╣cy masΩ nikomu niepotrzebnych g│upot o tym jak ┐o│nierz powinien staµ, patrzeµ, m≤wiµ i zapewne jak siedzieµ w kiblu. Kadra ma nas zreszt╣ wszystkich za totalnych idiot≤w. PamiΩtam pokaz tego jak nale┐y korzystaµ z kabin prysznicowych, kibli, umywalek, w kt≤rej rΩce nosiµ pastΩ do zΩb≤w, a w kt≤rej myd│o - my£lΩ, ┐e ka┐demu kto to widzia│ zrobi│o siΩ g│upio i niesmacznie - nawet najgorszy brudas wie czym jest sp│uczka i jak nale┐y j╣ u┐ywaµ, czego nie do ko±ca £wiadome jest chyba nasze dow≤dztwo. Pewnie my£l╣ "o, ten nie poszed│ na studia, jest wiΩc totalnym kretynem, kt≤ry nie wie co to dobre maniery i trzeba go doszlifowaµ po swojemu, ┐eby dup╣ gasi│ ogie±, a szmatΩ trzyma│ w zΩbach". Wojsko dzi£ to po prostu tania si│a robocza. Bierze siΩ nas do sprz╣tania tam gdzie szkoda pieniΩdzy na s│u┐by porz╣dkowe - pamiΩtam jak z murawy stadionu Gwardii zbiera│o siΩ kipy i papierki po gumie do ┐ucia, kt≤re rozrzucili wierni fani Stinga pod wp│ywem koncertowych emocji. Tak, kochani, by│em tam i to zbiera│em. Albo usypywanie wa│≤w przeciwpowodziowych. Na widok ciΩ┐ar≤wek z nadje┐d┐aj╣cymi "bohatyrami w khace" tubylcy rozpierzchli siΩ na trawkΩ zapijaj╣c jabolami nasz╣ tyradΩ, dyskutuj╣c jak to wojsko powinno im pomagaµ w nieszczΩ£ciu, stra┐ po┐arna te┐ totalnie ola│a ca│╣ sprawΩ wyrΩczaj╣c siΩ NASZYMI rΩkoma - woleli zalegn╣µ w cieniu jab│onek, │opaty rzuciµ pod g│owΩ i podrzemaµ. Dopiero w momencie pojawienia siΩ na arenie walki z ┐ywio│em dziennikarzy uzbrojonych w aparaty fotograficzne i kamery wideo ┐wawo rzucali siΩ do roboty, ┐e niby z zapa│em i chΩci╣ niesienia pomocy bliƒniemu, tyle, ┐e wtedy ma│o kt≤ry wiedzia│ ju┐ co to znaczy utrzymaµ pion i chwiej╣c siΩ niby ze zmΩczenia udziela│ emocjonuj╣cych relacji z usypywania wa│≤w dla teleexpres≤w. A kiedy jaki£ smutny pan redaktor zapowiedzia│ przyjazd wojska z ciΩ┐kim sprzΩtem do usypywania wa│≤w, pomy£la│em: no tak, ciΩ┐ki sprzΩt - setka │opat i stu ch│opa wyposa┐onych jakby wybiera│o siΩ na teren ska┐enia radioaktywnego. NajciΩ┐sze w tym wszystkim by│o zdzier┐enie ca│odobowych dy┐ur≤w: nie zd╣┐y│e£ przyjechaµ z warty, ju┐ sta│e£ pe│en gotowo£ci do wyjazdu na wa│y. Ale nic, ludziom trochΩ siΩ pomog│o, to i na serduchu l┐ej, wspominaµ bΩdzie co.
Powszechna fama g│osi, ┐e wojsko poprawia kondycjΩ i trochΩ prawdy zapewne w tym jest: biegania mamy a┐ nadto (poranne zaprawy to co£ czego nie da siΩ lubiµ, ale z braku wyboru bierze siΩ w tym udzia│), do tego dochodz╣ czΩste rozgrzewki przed µwiczeniami kompanii honorowej (to tylko je£li ma siΩ nieprzyjemno£µ nale┐eµ do reprezentacji - ja niestety mam), a w miΩdzyczasie kilka dodatkowych kilometr≤w w imiΩ widzimisiΩ dow≤dcy, kt≤ry zawsze uwa┐a, ┐e wojsko siΩ nudzi i kt≤ry chyba lubi ogl╣daµ zziajanych, zdyszanych, spoconych ch│opak≤w robi╣cych d│ugie dystanse z broni╣ na plecach. K│opot w tym, ┐e na utrzymanie higieny zawsze jest za ma│o czasu, umundurowanie (jego brak?) zawsze niedopasowane do (nie)dopisuj╣cej aury, a odstΩp pomiΩdzy posi│kiem a biegiem zbyt ma│y (zdarzy│o siΩ naginaµ chyba z dziesiΩµ minut po jeszcze niestrawionej kolacji) - je£liby wzi╣µ to pod uwagΩ, to zdrowie i zami│owanie do sport≤w bieganych trudno nazwaµ wzorowym.
»o│nierz to opr≤cz taniej si│y roboczej, tak┐e dobra forma wy┐ywki dla podstresowanej kadry - nerwusy potrafi╣ za kobylecaco wycisn╣µ z nas si≤dme poty, a oczywi£cie na swoje usprawiedliwienie zawsze maj╣ setki argument≤w, ┐e ┐o│nierz nier≤wno szed│, ┐e nie tak patrzy│, itp. Poza tym z ┐o│nierza da siΩ zedrzeµ trochΩ kasy, zw│aszcza jak szef kompanii to sko±czony z│odziej kroj╣cy wszystko co mu siΩ nawinie pod rΩkΩ i zwalaj╣cy winΩ na koleg≤w z kompanii. Niebywa│╣ okazj╣ do zarobienia trochΩ lewej got≤wki s╣ r≤wnie┐ rozmaite giszefty na wyprowiantowaniu, ale o tym chyba nikogo nie trzeba przekonywaµ.
Z kumplami jest r≤┐nie - jedni to debile wychowani na Commando, kt≤rym wydaje siΩ, ┐e rz╣dz╣ £wiatem, inni to typowe przyk│ady bazarowych cwaniak≤w o lepkich r╣czkach, narkoman≤w i pijak≤w, zdarzaj╣ siΩ jednak fajni kolesie, z kt≤rymi mo┐na pogadaµ i skoczyµ na piwko (pod warunkiem, ┐e dow≤dca bΩdzie w humorze i wypu£ci na "sta│kΩ"). Zale┐y od farta, gdzie i jak trafisz. Na pewno nie dzia│a zasada selekcji - id╣ wszyscy, oczywi£cie opr≤cz bogaczy, kalek i ob│o┐nie chorych. Genera│≤w te┐ nie bior╣. ;)
Poziom wyszkolenia te┐ wysoki nie jest. Prawdziwe mΩki ko±cz╣ siΩ wraz z "unitark╣", chocia┐ w konspektach pracy ci╣gle figuruj╣ r≤┐ne dziwne zajΩcia, z kt≤rych tylko jedno na tysi╣c wcielane jest w ┐ycie (podejrzewam, ┐e decyduje brak pieni╣┐k≤w na przeszkolenie ┐o│nierza bΩd╣cego w wojsku tylko tymczasowo) oraz powszechne lenistwo wiΩkszo£ci z prze│o┐onych. W sumie to i dobrze, zwykle nie ma czasu, ┐eby siΩ wyspaµ, st╣d i ochota na dodatkowe ciΩgi nie jest wszechobecna.
ZSW jest przecie┐ tylko po to, ┐eby zredukowaµ bezrobocie, nawet tu rz╣dz╣ prawa marketingu - im wiΩcej szkolenia, tym wiΩcej instruktor≤w, kt≤rzy za darmo mog╣ ciΩ jedynie zr≤wnaµ z ka│u┐╣. Gestia obronno£ci dawno ju┐ zaginΩ│a gdzie£ w odmΩtach pustos│owia. Dzi£ lepiej, ┐eby ┐o│nierz odgarnia│ zaspy £niegu, wyrywa│ chwasty, zamiata│ li£cie i robi│ za sprz╣tacza, bΩdzie taniej i tak jako£ schludniej. I referencje do przysz│ej roboty od razu bΩd╣.
Sam nie wiem dlaczego, bΩd╣c na urlopie okresowym, zmusi│em siΩ do napisania tych paru zda±, w ko±cu do ods│u┐enia zosta│o mi ju┐ niewiele. My£lΩ, ┐e zadecydowa│a chΩµ zaprezentowania nawet w nik│ym £wietle tego co wyrabia siΩ w naszym kochanym, uwielbianym przez patriot≤w (tych po sze£µdziesi╣tce) wojsku polskim - tego co jest i bΩdzie jeszcze przez d│ugie lata. Z jednej strony na przykry obraz wojskowo£ci nak│adaj╣ siΩ niedo£wiadczeni, czΩsto zmuszeni przez los do bycia tym kim s╣ dow≤dcy, z drugiej strony dziwaczna koniunktura, kt≤ra nie pozwala zainwestowaµ w nowy sprzΩt (nasze "kaesy" od honor≤wki sypi╣ siΩ przy byle uderzeniu), porz╣dnych instruktor≤w i szarych ┐o│nierzy, kt≤rzy s╣ przecie┐ najwa┐niejszymi postaciami w ca│ym tym ob│Ωdnym panteonie. Barwnie i r≤┐owo wygl╣da tylko "Kawaleria Powietrzna" sprytnie ciΩta no┐yczkami monta┐ysty w najmniej wygodnych momentach - niech wiedz╣ o tym wszyscy domoro£li Rambo, kt≤rych los rzuci kiedy£ za bramΩ jednych z wielu, ale w gruncie rzeczy takich samych jak wszystkie pozosta│e koszar. To im ┐yczΩ wytrwa│o£ci i szybkiego powrotu na │ono cywila, sobie za£ rych│ego wyj£cia z wiΩzienia, do kt≤rego nieopatrznie wtr╣ci│a mnie ojczyzna. Niech ten czas zacznie w ko±cu lecieµ trochΩ szybciej...
BROOS LI